Sztuka przyznawania się do swoich słabości
- Anna Gajda
- 11 wrz
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 17 wrz
Nie potrafię gotować. To fakt potwierdzony przez wiele eksperymentalnych dań, które co prawda nie pozbawiły nikogo życia, lecz skazały kubki smakowe na wyrok bez zawieszenia. Technicznie rzecz ujmując, nie ma we mnie nic, co by gotowanie uniemożliwiało.
Jednak samo to, że wyposażona jestem w ręce i smak, nie sprawia, że zasłynę w kolejnym Masterchefie. Przyznawanie się do tego jest proste, idealna słaba strona do podania na rekrutacji albo rozpoczęcia rozmowy. Czy nie swobodniej poczujesz się gdy powiem, że ostatnio przypaliłam termofor (naprawdę…)?
Co jednak, gdy gotowanie staje się synonimem umiejętność negocjacji? Budżetowania? Czy jako menadżerka mogę nie umieć?
Znane przysłowie mówi, że menadżer zatrudnia osoby, po to, aby robiły coś czego on sam nie umie, specjalistów w dziedzinach, w których nie czuje się komfortowo. Trudno nie dopatrzeć się w tym żelaznej logiki. Menadżer nie potrzebuje do zespołu kogoś, by wykonał zadanie jeśli przychodzi jemu samemu to z łatwością, albo zajmuje przysłowiową minutę. Świadomy menadżer chętnie wydeleguję zadania albo zbyt czasochłonne albo też takie… w których nie czuje się pewnie. Przecież to właśnie stanowi fundament outsourcingu.
Najważniejszy krok to przyznanie się przed samym sobą, że mamy prawo czegoś nie wiedzieć, nie potrafić lub zwyczajnie nie mamy na to czasu.
Nie potrafię gotować, wklepywanie faktur do systemu zwyczajnie mnie nudzi, język czeski kaleczę, a korekty wprowadzałam dwa razy w ostatnim dziesięcioleciu. Moi specjaliści za to robią to z łatwością, szybko i poprawnie.
Czy umiesz przyznać się do tego, czego nie umiesz? Czy umiesz uwierzyć w kompetencje zespołu? Czy jesteś w stanie zaufać, że Twój zespół ma wiedzę i umiejętności?
Natomiast jeśli jesteś specjalistą od wszystkiego - przyjmij moje gratulacje z okazji zwycięstwa ego nad rozumem. Ale jeśli, tak jak ja, nie potrafisz wielu rzeczy - rozwijaj się, ucz i delegujmy.
Anna Gajda



Komentarze